Popatrzył na nią podejrzliwie, bo jej propozycja była na tyle nagła, że… wyczuwał podstęp!
— Dobra, czyli umiesz jeździć na rolkach, tak? Widzę to, miałaś jakieś takie ruchy na łyżwach, wiesz, jakbyś ogarniała o co chodzi, tylko to nie było do końca to. — Dobra, teraz dopowiadał sobie, ale ostatecznie, to… żartował. Uśmiechnął się lekko.
— Dobra, mogą być rolki, ale tylko pod warunkiem, że to Ty będziesz prowadzić tym razem. — Powiedział i ich niezobowiązująca rozmowa w zasadzie niemalże przeobraziła się, w naturalne zaproszenie na kolejne spotkanie. A Luca, z całą swoją nieświadomością, na to poszedł.
Pięknie rozegrane przez ich oboje!
— Dobra, przyznam, że ja też się prawie lekko oparzyłem. Nie wiedziałem, że takie gorące napoje nam wydadzą. Ostatnio jak kupowałem, to dostałem bardziej letnie, niż gorące. — Stwierdził, jakby na potwierdzenie swoich poprzednich słów. Dobra, gorąca czekolada miała być gorąca i w sumie to jej konsystencja i sam fakt, że jednak była gęstsza od zwykłej wody, czy kawy, to łatwiej było się oparzyć. No i było to też zdecydowanie bardziej dotkliwe. Na szczęście jednak żadne z nich się tak porządnie nie oparzyło.
— A to nie będzie tak z jak jazdą na rowerze? W sensie wiesz, jak już raz się nauczysz, to wsiadając znowu na siodełko, od razu się to jakoś instynktownie robi tak jak kiedyś? — Zapytał, bo on wiele doświadczenia z takimi sportami zimowymi nie miał. Głównie dlatego, że klimat Los Angeles, czy samej Kalifornii był raczej niesprzyjające sportom zimowym. Dobra, nie było na pewno jakoś ciężko dotrzeć w miejsca, gdzie w zimie pojawiał się śnieg, jednak samo Los Angeles… no, tutaj śniegu nie było prawie wcale! Dobra, wygooglowałem w zasadzie i nawet niedaleko samego Los Angeles, jest Mount Baldy, w którym w zimie łatwiej jest znaleźć śnieg.
Zaśmiał się po jej słowach.
— Prawda, tutaj jest ciężko cokolwiek nazwać dyscypliną zimową. Mimo to super, że tak fajnie potrafili to zrobić, że gdyby nie to, że jak stąd wyjdziemy, to nie zobaczymy już śniegu, czy lodu. — zauważył, bo jednak samo to miejsce miało naprawdę niezły klimat i sposób, w który utrzymywali sam sztuczny lód i tak dalej, był godny uwagi.
Spokój spokojem, ale ostatecznie i on nawet nie myślał o tym, że Mallory może być „zaatakowana” przez paparazzich, fanów, czy cokolwiek. Zapominał o takich oczywistych rzeczach. Idąc jej przykładem, również ignorował te pierwsze zdjęcia, które były jej robione. Ostatecznie… był w stanie to po prostu ignorować. Przejmował się tylko raczej samą Molly, która… powiedzmy, że zdradzała pewne objawy poirytowania tą sytuacją.
Złapany za rękę, nie zawahał się nawet na moment, podążył od razu za swoją dzisiejszą randką i… wszystko byłoby świetnie, gdyby zaraz nie zaczęły napastować dziewczyny nastoletnie fanki. Luca z delikatnym uśmiechem się odsunął, gdy sama
gwiazda zdecydowała się zgodzić porobić zdjęcia i dać jakieś autografy. Nie chciał jej wchodzić w drogę i wiedział, że dzieciaki nie były też kompletnie zainteresowane jego osobą. To nie on był tutaj tym znanym.
Podszedł do niej, gdy skończyła z grupą nastolatek, jednak był to zaledwie krótki moment, po którym stanęli w blasku fleszy, który spowodował, że Luca aż się lekko skrzywił i odwrócił głowę, od oślepiającego wręcz błysku.
— Nie Twoja wina. — Wyrzucił, nawet nie zauważając, że Mallory kogoś oblała gorącą czekoladą, ale szczerze mówiąc, nawet gdyby on sam to teraz zrobił, to mógłby nawet tego nie zauważyć, raczej zaabsorbowany obecną sytuacją z paparazzimi.
Tym razem to on wyszedł na ratunek, i chwycił ją za rękę – nawet nie myśląc o tym, jakie może to spowodować tytuły w tabloidach, czy innych portalach plotkarskich. Szczerze? Nie przejmowałby się, gdyby miał się pojawić na takowym zdjęciu gdzieś na jakimś portalu. Nawet przez myśl mu przeszło, całkowicie złośliwie, że chciałby, by Lana taki znalazła, bo… no nadal był na nią zły. Miał prawo do swojego życia. Parą nie byli i do związku wcale w tej chwili nie zmierzali, czego dowodem była sytuacja, która uprzedziła jego wyjście z mieszkania.
— Przykro mi, na pewno spotyka Cię to częściej. Oni nie mają żadnych granic, co? — Zapytał, ale raczej było to pytanie retoryczne, niźli faktyczne pytanie, na które oczekiwałby jakiejkolwiek odpowiedzi. Wiedział, że tak po prostu było. Odeszli w jakieś bardziej ustronne miejsce, gdzieś na uboczu i stanęli gdzieś przy jakimś murku, czy ścianie budynku. Luca stanął w taki sposób, żeby jednak bardziej ją zasłonić, jeżeli gdyby ktoś ich jeszcze śledził, czy gonił.
— Wiesz co… nie wiem, może kogoś znam, do wszystkich na pewno bym nie dotarł. Musiałbym popytać. — Zauważył i podrapał się po głowie.
— Nie wiem tylko, czy to coś by dało, bo wiesz, jeżeli byśmy próbowali jakoś to zatuszować, czy cokolwiek, to… mogliby bardziej próbować to ujawnić. — Tylko… w zasadzie co ujawnić? Przecież nie robili nic złego. Dobra, on na pewno w ten sposób nie myślał.
— Znaczy… nie ma co ujawniać, nie? Tylko się spotykamy… — Zaśmiał się trochę nerwowo, jakby próbując odwrócić desperacko uwagę od tego, że w poprzednim zdaniu mogło to zabrzmieć, jakby było między nimi coś poważnego, ale… chyba przychodził też moment powoli, w którym jednak musieli dojść do porozumienia na zasadzie
„co dalej?”. Oczywiście wiedział, że między nimi nie było tego "czegoś więcej", przecież nawet się nie całowali, ani nic takiego! A była to już druga randka, nawet jeżeli chcieliby to jakoś bardziej kontynuować, to w zasadzie... między nimi musiałaby się pojawić jakaś większa chemia. Na przykład taka, przez którą teraz by się na siebie rzucili, albo właśnie poszukali innego, bardziej ustronnego miejsca, żeby jednak zrobić z tego wszystkiego "coś więcej".
Mallory Sefolosha