Raptem kilka tygodni temu świat Emily się zatrzymał. Słowa Harolda zaczęły się odbijać jak echo, nie wszystko zaczęło do niej docierało. Szok w pierwszym momencie ją sparaliżował, a potem tak jak stała zaczęła biec. Biegła ile miała sił w nogach, aby jak najszybciej uciec od jej rozpadającego się świata. Jakby to mogło w jakiś sposób pomóc. W tym całym bagnie wpadła na człowieka, który się nią zajął i otoczył ramieniem, w które mogła się wypłakać. A przede wszystkim przenocować, bo niestety ale nie miała gdzie. Albo gdzie indziej po prostu wtedy nie chciała. Jednakże kolejnego dnia musiała się przecież odważyć na zmierzenie z rzeczywistością. Podjeżdżając taksówką pod dom w sukience ślubnej z poprzedniego dnia, wzięła głęboki wdech zanim weszła do środka, aby wziąć pieniądze żeby zapłacić za kurs. Kierowca o nic nie pytał ani Juanita otwierająca jej drzwi. Jej widok zdradzał wszystko.
Na jej szczęście sprawcy całego zamieszania nie było w domu. Odetchnęła z ulgą kompletnie się nie zastanawiając, gdzie właśnie może leżeć jego zaćpany tyłek. Ruszyła do sypialni, gdzie z garderoby wyjęła walizki i zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy. To z kolei już rozbudziło Juanite.
- Que pasa? Que pasa?!- zaczęła skakać przejęta wokół Em nie wiedząc o o chodzi.
- Mój ukochany nie potrafił trzymać swojego interesu w spodniach, a na dodatek zostanie tatusiem- mówiła to pod nosem chowając ciuchy do walizki, nie podnosząc nawet głowy. Ale gdy Juanita zamilkła i patrzyła na nią z uśmiechem, to Em czuła się w obowiązku jeszcze doprecyzować - Nie, ja nie jestem w ciąży- na to stwierdzenie gosposia się przeżegnała i zaczęła powtarzać - Dios mio, dios mio. Emily ją wyminęła i próbowała jak najszybciej wypełnić te dwie walizki i wyjść z tego domu, którego ostatnio prawie nie spalili. Wzięła jeszcze z łazienki kosmetyki, z innego pokoju gitarę i wróciła do sypialni spoglądając na przerażoną Juanite. W końcu niedługo będzie miała już dwójkę dzieci do opieki.
- Posłuchaj mnie kochana, jak już nie będziesz z nim wytrzymywać, to dzwoń do mnie- przyjęłaby ją w końcu z szeroko otwartymi ramionami! Uścisnęła ją szybko, a potem chwyciła rzeczy i zeszła do samochodu, którym pojechała prosto do hotelu.
Jej pobyt w hotelu się wydłużał, bo niestety nie mogła się zdecydować na żaden dom. W sumie to ten hotel był w ostatnich miesiącach jak dom dla niej. Nawet rozleniwiła się w kwestii sprzątania, bo wszystko robiła za nią obsługa. Jednak pewnego dnia musiała wrócić do Malibu po kolejne rzeczy. Wtedy rano chwyciła tego niewiele, bo przecież jej garderoba pękała w szwach, więc miała jeszcze do zabrania sporo ciuchów. Odkładała ten moment, ile tylko się dało, nie chcąc ryzykować spotkania z Haroldem. W końcu jednak zebrała w sobie wystarczając dużo siły, aby podjechać pod dom i wejść do środka korzystając ze swoich kluczy. Nie rozglądała się na boki, tylko od razu ruszyła z pustymi walizkami pod pachą do garderoby na górze. Czuła jak jej serce bije jak oszalałe, ale z twarzy nic się nie dało wyczytać. Zaczęła jak robot ściągać ciuchy z wieszaków, składać je i wkładać. Starała się schować jak najwięcej, aby nie musieć już tutaj nigdy więcej wracać.
Harold Sefolosha