015.
Przez wydarzenia z nocy noworocznej, Mallory coraz gorzej spała, a właściwie przez większość czasu tego nie robiła. Nie pomagały jej nawet wypalane w dużej ilości jointy, więc w końcu postanowiła pójść do lekarza, z prośbą o wypisanie tabletek na sen. Oczywiście jako powód podała stres związany z pracą, bo nie chciała przyznać nikomu, nawet lekarzom, o tym co się wydarzyło na imprezie z ekipą z planu. Próbowała o tym zapomnieć, nie myśleć, ale średnio jej to wychodziło. Nawet teraz, kiedy leżała w łóżku, miała flashbacki. Próbowała się zdrzemnąć przed imprezą Dolly, ale nie mogła. Najpierw zapaliła sobie jakieś lawendowe świece, które mają pomagać w usypianiu, ale przekręcała się z boku na bok. Zapaliła też skręta, ale finalnie i tak sięgnęła po lekarstwo wypisane przez lekarza. Nie minęło nawet pół godziny, kiedy usnęła z jointem w dłoni i porozstawianymi, palącymi się świecami. I to na pewno było błędem, bo następne co pamiętała to światła koguta wozu strażackiego; nie była pewna czy jej się to śniło, czy faktycznie działo się to naprawdę. Kiedy otworzyła oczy, była wynoszona z pokoju przez strażaka, który coś do niej mówił, ale ona nie potrafiła zrozumieć ani jednego słowa. Została położona na kanapie w salonie, gdzie powoli wybudzając się z twardego snu. Ciężko jej było złapać oddech, przy niej kucał ten sam mężczyzna, który prawdopodobnie uratował jej życie, pomimo iż nie była jeszcze tego świadoma. Kątem oka zobaczyła zmartwioną gosposie oraz jej męża, który opiekował się jej krową i koniem. Nie wiedziała co się dzieje, powoli oparła się na łokciach, zdając sobie sprawę, że była w samej koszulce i majtkach. Czyżby wzięła za dużą dawkę leku? Nie, pamiętała, że wzięła tylko jedną tabletkę, więc to na pewno nie to.
— Co się stało? — zapytała słabo i kaszlnęła; drapało ją w gardle i dopiero teraz uderzył ją nieprzyjemny zapach spalenizny. Od razu spojrzała na odkryte części ciała, ale nie było śladu oparzeń. Pamiętała też, że usnęła ze skrętem w dłoni oraz świeczkami porozstawianymi po pokoju i chyba dodała dwa do dwóch, bo usiadła gwałtownie na kanapie, aż zakręciło jej się w głowie.
Wywołała pożar i najwyraźniej miała więcej szczęścia niż rozumu, bo wyszła z tego nie dosyć, że żywa, to bez żadnych obrażeń. Dom też stał w stanie nienaruszonym — a przynajmniej ta część posiadłości — więc pewnie zniszczeniu uległa tylko jej sypialnia. A przynajmniej taką miała nadzieję, nie chciała przecież narażać nikogo na niebezpieczeństwo, nie chciała też nikogo wystraszyć i cieszyła się, że Dolly spędzała noc w swoim nowym domu.
Gio Moretti